piątek, 20 kwietnia 2007

Do booooooooju Polsko!

To stało się w środę 18 kwietnia. Ta data niewątpliwie przejdzie do historii Polski. A wszystko zaczęło się skromnie i tak, ze nikt, przyznajmy to szczerze, nie wierzył, ze skończy się tak jak skończyło...

Środa 11.30:

Zaczyna sie ceremonia ogłoszenia gospodarza Euro 2012.

11.31:

Na mównicę wychodzi Rzecznik Komitetu Wykonawczego Europejskiej Unii Piłkarskiej William Gaillard. Zapowiada krótki film, przypominający wszystkie trzy kandydatury (Włochy, Chorwacja/Węgry, Polska/Ukraina).

11.33:

Gaillard oznajmia z uśmiechem: "a za chwilę prezydent UEFA Michel Platini ogłosi to, na co wszyscy tak czekają"

11.33

Platini wchodzi na mównicę. Trzyma w ręku zaklejoną dużą szarą kopertę. Usmiecha się szeroko. Zaczyna mówić. Wie jak budować napięcie. Bo zaczyna od... wyrażenia solidarności z przeżywającym kłopoty zdrowotne Diego Maradoną. Wszyscy gryzą paluchy z niepokoju. Platini otwiera kopertę. I mówi: "ORGANIZATOREM EURO 2012... zawiesza głos... i powoli wyciaga z koperty kartkę... ZOSTAJE... kartka wolno wysuwa sie z koperty... wszyscy zastygają... i zanim jeszcze wypowiada te zaskakujące dla wszystkich słowa... widzę, jak na wyciąganej kartce od lewej strony pojawiają sie ogromne drukowane litery: POL... i pod nimi... UKR... ZOSTAJE POLSKA I UKRAINA!".

11.34

Ryk radości, jaki wyrwał się z naszych gardeł... no czegoś takiego jeszcze nie słyszałam... euforia, radość, niedowierzanie, CUD!

Niby kibolem nie jestem, ale... to ogromne przedsięwzięcia i wydarzenie bez precedensu. Co by nie mówić - ogromna szansa. Są różne teorie dlaczego, ale przeważa jedna - wygraliśmy, bo jeseśmy - paradokslanie - krajem zacofanym bez infrastruktury i związaliśmy sie z Ukrainą, którą Europa bardzo mocno chciałaby wyciągnąć spod wpływów Rosji. Niezaleznie od tego dlaczego - ciesze się. Ciesze się bardzo. Mocno.


Do BOJU POOOOOOOOOLSKOOOO!






Od czasu ogłoszenia wyniku na nic nie mam czasu. W firmie jest tyle roboty, ze nie zdanżam. A jak zdanżam, to jestem tak zmęczona, że zasypiam na pustej taczce... ale nie ma zmiłuj. Jakoś to trzeba uczcić. Wymyśliłam więc coś takiego:

Piłeczki okolicznościowe:

1 puszka mleka skondensowanego słodzonego,
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego,
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej,
1,5-2 szklanek grubo krojonych orzechów (najlepiej mieszanych)
300 gram gorzkiej czekolady,

Mleko w puszcze gotować przez co najmniej 4 godziny, ostudzić. Jak będzie zupełnie chłodne, otworzyć puszkę, przełożyć do garnuszka, delikatnie podgrzać, aż zrobi się lekko płynne i plastyczne. Ekstrakt lekko podgrzać, tyle, zeby dało się w nim rozpuscic kawę, dodac do mleka razem z orzechami. Wszystko dokładnie wymieszać. Pozwolić ostygnąć, potem włożyć do lodówki i dać zastygnąć. Gdy zgęstnieje, nabierać łyżeczką małe porcje i toczyć z nich kuleczki. Gotowe kuleczki włożyć do lodówki, żeby zastygły. Rozpuścić czekoladę, ochlodzić. Zimne kulki maczać w rozpuszczonej czekoladzie, odkładać na kratkę do wyschniecia.

Pięknie wyglądają w malutkich papilotkach.
Jesliby masa po dosypaniu orzechow wygladala na zbyt plynna nawet po wyjeciu jej po nocnym lezakowaniu z lodowki, to bez obaw mozna dodac jeszcze orzechów albo mleka w proszku. Dosypywac po trochu, na oko aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
No to....




DO BOJU POOOOOOOOOOLSKO!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy: