niedziela, 3 czerwca 2007

Grzech lekki

Jestem grzesznicą, nie zaprzeczę. Potrafię robić to wszędzie. Bez skrępowania, skrupułów i zawstydzenia. Pożądanie bywa tak silne, że po prostu, mimo świadomości przebywających wkoło ludzi, nie potrafię się opanować. Chęć popełnienia grzechu dopada mnie o różnych porach i w różnych miejscach. I przeważnie... zwycięża. Na myśl o boskim zapachu, cudownym gęstym soku płynącym po palcach, idealnym kształcie i aksamitnej powierzchowności po prostu nie mogę się opanować. I nawet specjalnie nie chcę. To jedna z cudowniejszych przyjemności na świecie. Przyjemności, której z lubością mogę się oddać zawsze i wszędzie. A mogę niestety tylko, gdy nadchodzi lato. Mój boski przedmiot pożądania jest równie ulotny, jak falujące na wietrze, pachnące słońcem trawy łąk. Trzeba bardzo mocno pracować nad tym, żeby nie przegapić momentu, kiedy owo boskie stworzenie jest najsmaczniejsze.

Najlepiej grzechowi oddać się na łące. Siedząc tuż obok pola, na którym równymi rzędami ktoś kiedyś zasadził tysiące malutkich krzewinek. Po dwóch-trzech latach te krzewinki stały się pokaźnymi krzakami, które, gdy patrzeć na nie z góry nie zapowiadają nic ciekawego. Ot, zwykłe zielsko. Ale gdy się położyć i odgarniać liście... Ten widok mocno podrażni wypobraźnię a ślinianki skłoni do intensywnej pracy. I wtedy wystarczy już tylko rwać. I... grzeszyć. I grzeszyć. I grzeszyć. Bez skrępowania, skrupułów i zawstydzenia. Czas dogodny do grzechu jest w końcu tak krótki!

No cóż... jestem grzesznicą. I dobrze mi z tym. A truskawki najlepiej smakują gdy są mocno dojrzałe i wygrzane słońcem i zrywa się je prosto z krzaka... Aaaach, no kiedy będzie ten pierwszy raz?





A propos! Najlepszy początek obiecującego wieczoru, to szampan z truskawkami. Jeśli akurat to nie środek słonecznego lata i sezonu truskawkowego, to do mocno schłodzonego szampana dodaję mrożoną truskawkę i listek melisy. A nawet jak jest środek lata, to świeże, dorodne truskawki wkładam też na trochę do zamrażarki. I takie na wpół zamrożone owoce wrzucam do kieliszka. Żaden dobrze zapowodający się wieczór nie skończył się chyba jeszcze po takim wstępie klapą ;-)

3 komentarze:

Freya pisze...

Beautiful photography! I am just imagining what strawberries and champagne would be like for breakfast!!

Kasia :) pisze...

Kazziula ostatni punkt programu, czyli truskawka w kieliszku szampana nieodmiennie kojarzy mi się z urodzinami mojego chłopa :) A potem... reszta jest milczeniem :D To idę po truskawki ;)

Lu pisze...

Kazzia moja namiętność do truskawek jest wielka ale oczywiście nie potrafiłabym tego opisać tak trafnie jak Ty.
Miałam wrażenie że czytam o swoich odczuciach.