czwartek, 31 maja 2007

meravigliosa creatura


Poniedziałek, ok 13.00

Mała dziewczynka z długimi ciasno splecionymi warkoczami siedzi przy stole i pracowicie rozpracowuje miskę parujacego jeszcze marakonu posypanego cukrem i polanego kwaśną śmietaną. W roli głównej: makaron świderki.

Wtorek, ok. 13.00

Ta sama dziewczynka siedzi nad tą samą miską. Dziś inne danie: parujący jeszcze makaron, polany śmietaną, posypany grudkami twarogu i cukrem. W roli głównej: makaron muszelki.

Środa, ok. 13.00

Mała dziewczynka z kitkami i czerwonymi kokardkami wcina z zapałem makaron nitki, posypany cukrem, polany śmietaną i musem z truskawek.

Czwartek, ok. 13.00

Babcia wychodzi z kuchni, żeby nie patrzeć jak mała dziewczynka z ciasno splecioną koroną na głowie zajada ze smakiem makaron wstążki posypany cukrem i polany kwaśną śmietaną...

Piątek, ok. 13.00

Mała dziewczynka z błogością na twarzy wciąga w czeluście paszczy uśmietaniony i ucukrzony makaron nitki. Śmietana rozpryskuje się na policzkach, ubraniu i włosach. Młoda niczym nie zrażona, sięga po następną porcję...

Sobota, ok. 13.00

Dobrze, że dziś wolne i zamiast Babci, to Mama objęła wartę nad pełną miską parujących świderków polanych śmietaną i posypanych cukrem...

Niedziela, ok 13.00

Dziś odmiana! Rosół z makaronem! A na drugie... muszelki z truskawkami, cukrem i śmietaną!












Do dziś zastanawiam się, jak one to wytrzymały. Był czas, wiem to na pewno, kiedy na śniadanie, obiad i kolację jadałam WYŁĄCZNIE makaron. Bo nic innego mi podobno nie smakowało. Naprawdę podziwiam te kobiety. Na ich miejscu już na pewno swoją własną córkę groźbą, prośbą albo płaczem zmusiłabym do jedzenia czegokolwiek innego. No jak tak można na samym makaronie... a jednak... i co ciekawe - do dziś na myśl o makaronie z cukrem i śmietaną robi mi się... błogo. Co więcej - jestem gotowa rzucić i sprzedać dosłownie wszystko za miskę gorących jeszcze, parujących świderków z lodowato zimną kwaśną śmietaną i skrzypiącym podczas gryzienia kryształem. Nie kuszą mnie ani cynamony, ani owoce, ani inne wymyślne dodatki. Nic! Klasyka to podstawa.

Klasyką w moim domu było też to, że makaronu po ugotowaniu nie przelewało się zimną wodą, tylko do gorącego wkładało większe lub mniejsze kawałki świeżego masła i mieszało odrobinę, żeby masło się stopiło i błyszczącą warstewką pokryło każdy najmniejszy nawet kawałek makaronu. Ta klasyka została mi we krwi. I robię tak do dziś. I musze przyznać, że tego smaku nie pobije nic! Nawet na zimno wyjadam często z miseczki po kryjomu taki omaślony makaron. Toż to niebo w gębie! Kluchy kocham miłością wielką. A jeszcze od chwili, kiedy Magda z Mediolanu napisała, jak zrobić genialny domowy makaron i jak w PRZYDASIOWNI mam prawdziwie boską mąkę makaronową, nie jestem już w stanie przemóc się do kluch kupowanych "na mieście".

Magdziny przepis jest genialny w prostocie, a wykonany z najprawdziwszej mąki makaronowej, daje efekty iście nieziemskie! Gianna ma rację - to Cudowne stworzenie!


100 g mąki makaronowej,
1 duże jajko,


Całość dobrze wymieszać, zrobić nielepiące sie do rąk ciasto. Rozwałkować cieniutko. Pociąć na nitki, wstążki, zrobić płaty lasagnii. Pozwolić leciutko przeschnąć. Gotować w osolonym wrzątku. Mamma mia! Jakie to boskie!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

No ,Kazzia cudo
Alcia

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

:) w ja w sezonie opycham sie makaronem z truskawkami.

I wiesz, dopiero zauwazyłam, że jestes z Gdańska. Jak miło odnaleźć w tak ogromniej przestrzeni jak internet kogoś, kto mieszka niedaleko :)

Anonimowy pisze...

Kasia dziękuje Ci za ten blog...
ściskam, clio