
"W marcu, jak w garncu"...- powtarzam sobie cichutko, wertując moje ulubione książki ze starymi polskimi i wileńskimi przepisami. Jakoś trzeba się w końcu pocieszyć. A że chęć na pociechy przyszła na przednówku... wiadomo, musi być skromnie. Co nie oznacza mało pysznie. W końcu jedno nie wyklucza drugiego!
Jak tak wieje i zacina, i wieje i leje, i wieje i duje, i w ogóle wieje... nachodzi mnie chętka na dobrą zupę. Najlepiej krem, bo jego jedwabistość i konkretność daje natychmiastową pociechę mojemu niespodziewanie oziębionemu żołądkowi. Zresztą od małego alergicznie wręcz reaguję na kawałki warzyw pałętające się po talerzu. Szczególnie irytują mnie te, których nie lubię.
Dziś brokułowa. Z przepisu Margi. Cóż za boskość! Nigdy nie przypuszczałam, że dodatek cytryny uczyni tę nudną i smakowo nijaką zupę, tak boskim posiłkiem! A do tego - zmodyfikowane lekko przeze mnie zaciereczki. Nie dość, ze są naprawdę smaczne, to jeszcze pozwalają przemycić do żołądków moich dzieci trochę zdrowia w postaci pietruszki, koperku, czy innych zielenin albo po prostu przypraw normalnie przez nie nie przyswajanych.
Zacierki
skadniki:
250 gram mąki,
1-2 jaja,
pół łyżeczki soli,
garść drobno pokrojonej zieleniny albo sporo przypraw (do brokułowej daję roztarty czosnek i np. drobno starty żółty ser, do "zielonogroszkowej" - koperek, do rosołu - pietruszkę, do kartoflanki - mielony kminek i trochę pietruszki),
wody, tyle ile potrzeba do zrobienia ciasta o konsystencji ciasta pierogowego,
Z wszystkich podanych składników zagnieść ciasto. Kiedy przestaje lepić się do rąk, odrywać małe kawałki, między dłońmi toczyć z nich cienkie wałeczki i stojąc nad garnkiem z gotująca sie zupą, odrywać kawałeczki i toczyć z nich kuleczki wielkości groszku lub fasolki. Do czasu zrobienia ostatniej, pierwsze powinny być już gotowe. Pogotować całośc jeszcze 4-5 minut, tak żeby i ostatnia partia miała szanse "dojść". I gotowe!
Jesli kluseczki mają być podane z zupą-kremem, to lepiej gotować je osobno w osolonej wodzie, bo ładnie wyglądają takie bialutkie wsypane na wierzch zupy tuż przed podaniem. Jesli gotują się z zupą, to gęsty krem je ściśle oblepia i mają kolor zupy. Są dobre, ale nie wyglądają już tak ładnie. Zatem, jesli to kem i gotują się osobno, to po ugotowaniu odlać z nich wodę, przełozyć je do miseczki i dodać łyżkę-dwie masła. Wymieszać, żeby maslo się roztopiło i obtoczyło wszystkie kuleczki. Tu następuje moment krytyczny - należy powstrzymać się od zjedzenia wszystkich w tajemnicy przed dziećmi na gorąco, bez zupy...
A skoro już o zielonogroszkowej... gdy wychodzi słońce, a termometr mówi do mnie: "nie daj się zwieść - ten złocisty oszukaniec jest jak syrena, co mamiła kiedyś żeglarzy", gotuję lekki rosół. Koniecznie z dużą ilością marchewki. Wrzucam też do niego całe ziemniaki i czekam aż warzywa będą prawie miękkie. Gdy się gotują, przygotowuję ciasto zacierkowe z koperkiem. Gdy warzywa prawie doszly, wyjmuję ję i kroję w sporą kostkę, wrzucam spowrotem do zupy, dodaję jak najwięcej zielonego mrożonego groszku i czekam aż całość zawrze. Gdy widzę pierwsze bąbelki, chwytam ciasto zacierkowe i zaczynam swą prząśniczą pracę... jedna, dwie, trzy smakowite kuleczki. Plumk, plumk, plumk. Kochane słoneczko, możesz mamić i mamić, ale lepszej zupy nie było pod słońcem! Dziś zostaje w domu... Plumk, plumk, plumk...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz