środa, 9 lutego 2011

Otwórz drzwi...


Masz 38 lat. Kiedy doliczę do trzech, będziesz miała o 10 mniej. Raz, dwa, trzy. Masz 28 lat. Idziesz korytarzem. Po obydwu stronach korytarza widzisz drzwi. Po prawej - są drzwi z dobrymi wspomnieniam i nastrojami. Po lewej - ze złymi. Otwierasz drzwi po lewej.

Przechodzisz dalej. Masz teraz 18 lat. Znów otwierasz drzwi po lewej.

Kolejny krok i dochodzisz do końca korytarza i ostatnich drzwi. Masz teraz 8 lat. Znów otwierasz drzwi. Z otwartych przed chwilą pomieszczeń wypuszczasz wszystkie złe, niedobre, bolesne emocje, przeżycia i myśli, które były za tymi drzwiami.

Odwracasz się i widzisz przed sobą korytarz, który właśnie przeszłaś. Teraz po prawej masz rząd otwartych drzwi, po lewej - zamkniętych. Puste już pomieszczenia napełniasz radością i jasnością, która towarzyszy ci jako ośmiolatce. Wszystko, co włożyłaś do tych pomieszczeń, to w nich zostaje.

Zaczynasz wracać i zamykasz po kolei drzwi. Raz - masz 18 lat. Dwa - jesteś 28 latką. Trzy - wróciłaś. Wszystko, co zostało zamknięte za drzwiami, odtąd będzie ci towarzyszyć. Zaczniesz odnajdywać szczęście i radość, które towarzyszyły ci w dzieciństwie. Wyrzucisz z siebie strach, zaczniesz żyć.

Naprawdę ciekawe doznanie. Kiedy otworzyłam ostatnią parę drzwi i wypuściłam to, co było za nimi, nagle poczułam, że prawa strona mojego ciała stała się bardzo ciężka i mam wrażenie, że waży dużo więcej, niż lewa. Podejrzewam, że gdybym nie leżała wygodnie na łóżku, to z powodu przytłaczającego ciężaru jednej strony mojego ciała, po prostu spadłabym na ziemię.

A gdy byłam na końcu korytarza i miałam na powrót osiem lat, zobaczyłam to, co tam było. Był środek lata. Było cudownie słonecznie i ciepło (ale nei upalnie). Stałam w ogrodzie mojej babci i czułam rozpierające mnie szczęście. Takie po prostu - szczęście płynące z bycia tu i teraz, ze świadomości cudu trwającej chwili, z radości, że można być po prostu szczęśliwyi i nie trzeba bać się powiedzieć tego głośno, bo ktoś to zabierze...

To nie jest tak, że po każdym takim "zaklinaniu" wstaję i już jestem inną osobą. Nie. To zaklinanie, to raczej początek procesu, który zostaje nim uruchomiony. Czasami jego wpływ czuję wyraźnie, innym razem - wszystko przebiega delikatniej i bardzo dyskretnie. Ale trwa! Niekiedy pewne rzeczy po prostu "się stają", innym razem gdy jadę samochodem albo wracam ze sklepu z siatami czuję wyraźnie, jak odblokowują się zamknięte dawno klapki w mojej głowie i wracają jasne i rozsądne myśli, które już kiedyś się pojawiły, a potem zostały wciśnięte za najciaśniejsze zwoje mózgu i nie potrafią się stamtąd wydobyć. To bardzo trudne do opisania. To tak, jakbym kiedyś, dawno temu była kimś, z kim mi było dobrze, a przez lata ten ktoś nie dość że sie zmienił, to jeszcze nie potrafi nawiązać ze mną kontaktu. Inaczej - ja nie potrafię, bo po prostu zapomniałam, jaki jest fajny i sympatyczny. Na szczęście - ten ktoś wciąż jest, tylko zamknięty. Może za tymi drzwiami? Na szczęście wczoraj je otworzyłam i wypuściłam wszystko co tam było. Poczułam wyraźną ulgę. Czułam, że od dłuższego czasu tego właśnie potrzebowałam. Dziś czuję, że dorastam. Mam w końcu do pokonania aż trzydzieści lat...


Bardzo ciekawe doświadczenie. Polecam.


Zaraz coś ugotuję ;)



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Od czasu przeprowadzki, jestem na tym samym etapie...i co raz częściej, pojawia się to uczucie, że <że można być po prostu szczęśliwyi i nie trzeba bać się powiedzieć tego głośno, bo ktoś to zabierze..." Myślę często o Tobie....Pozdrawiam Janaro