niedziela, 22 lipca 2007

Droga na Ostrołękę...

Mogłabym być marynarzem. Wody się boję, ale co tam! Od czego nowoczesny sprzęt pływający w postaci dmuchanej kaczki albo rękawków do pływania :-) Mogłabym na ten przykład pływać po wodach płytkich, śródlądowych. Wolę zresztą takie rejsy - wolne, leniwe, nicniemuszące, kontemplacyjne...

Pływać chciałabym, no bo dobrze w każdym porcie (choćby i płytkim, śródlądowym) kogoś mieć. Oj jak dobrze. Super jest świadomość, że gdzie nie pojedziesz, tam zawsze ktoś na ciebie czeka. I nawet jeśli przypłyniesz bez wcześniejszej zapowiedzi, to wystarczy jeden telefon i znajdzie się para ciepłych skarpetek i kubek herbaty z rumem.

Byłam ostatnio w jednym takim porcie. I po tej wizycie zrobiło mi się miło i ciepło. To już parę dni temu, ale wciąż o tym myślę... Człowiek potrzebuje przynależności. Tę kolorowa i rozkrzyczaną przynalezność znalazłam na mniamie. I ten człowiek potrzebuje też mieć kogoś, kto myśli podobnie. I bez zobowiązań. I niekoniecznie przymusza do posiadania takiego samego zdania na każdy temat. Bo to dobrze dowiedzieć się, że każdy ma podobne problemy, wątpliwości czy przeżywa podobne uniesienia a wzrusza go zasadniczo to samo, tylko opakowane w inny papierek.
Miło jest czasami posiedzieć i tak po prostu pogadać. A najcieplej robi się wtedy, kiedy się kogoś zna "na odległość: a wchodzi się do jego domu (obcego zasadniczo), dostaje skarpetki i herbatę i siedzi, siedzi, siedzi i gada. Ot tak. O wszystkim i niczym. O ciąży, chorobie, ostatnio kupionej bieliźnie i kwiatach które sąsiadka obiecała dać do rozsadzenia. O śmieciarce, która nie może dojechać od wczoraj i cudownych nalewkach polskiego hrabiego we Francji. Bosko, że nikt nie czuje się skrępowany, że co chwila wychodzi, żeby coś sprawdzić albo popracować, a rozmowa toczy się dalej przy udziale dowolnej ilości osób.

Zasadniczo powinnam dostać komisyjnie w zęby za napisanie o herbacie. Herbata. Pac! Her... bata. Pac! Pac! Her... dobra, przyznam się... uczta jaka na mnie czekała, powaliła mnie z nóg!
Były: faszerowane pomidory na ciepło (Pycha!), hawajska sałatka z dorsza, mango i sałaty z dressingiem z curry i jogo/majo (Mniamć!), wytrawne muffiny z serem halloumi, oliwkami i suszonymi pomidorami (Niebo w gębie!) i ciasto jagodowe (Moja dieta stała się przeszłoscią!).
Byłam pod wrażeniem! Matka trójce dzieci w tym jednemu absorbującemu oseskowi, żona mężu, gospodyni domu, podsumowując - chodzący ideał.
Tak szybko minął nam czas, że zapomniałam w ogóle zapytać o przepisy. Ale muffiny, które zdaniem autorki były niedobre a mi smakowały bardziej niż mocno, sprokurowałam własnnymi siłami i dałam rodzinie do pożarcia. Nie jęczeli, jak to zwykle mają w zwyczaju, gdy im coś nie pasuje ;-) Aaaa, halloumi, którego nie miałam pod ręką, zastąpiłam bardzo podobnym, moim zdaniem, oscypkiem (najlepszy byłby niewędzony, ale takiego też brakło). Nieeeebo w mojej dłoni!

Podwieczorkowa letnia doskonałość. Czyli wytrawne muffiny z oscypkiem (serem halloumi), oliwkami i suszonymi pomidorami.

Na 12 normalnych lub 48 mini muffinów

1,5 szklanki mąki,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
1 łyżeczka sody oczyszczonej,
100 g sera, pokrojonego w słupki,
garśc oliwek, przekrojonych na połówki albo ćwiartki,
garść suszonych pomidorów z oliwy, pokrojonych w paseczki,
szczypta soli,

2 jajka,
1/3 szklanki jogurtu greckiego,
1/3 szklanki mleka (plus ew. ok pół szklanki),
1/3 szklanki rozpuszczonego ostudzonego masła,

Wyłożyć blachę do muffinów papilotkami.

Rozgrzać piekarnik do 200 stopni

Suche składniki (w tym ser, oliwki, pomidory) wymieszać w dużej misce.
Jaja roztrzepać w osobnej misce, dodać resztę płynów, wlać do miski ze składnikami suchymi. Szybko "niedokładnie" wymieszać. To znaczy - składniki mają być połączone, ale nie zmiksowane albo wymieszane na gładko. Ciasto ma mieć konsystencję baaardzo gęstej, grudkowatej śmietany. Jeśli w trakcie mieszania okaże się, ze całość jest za sucha, dodać mleka, do uzyskania pożądanej konsystencji.

Nakładać ciasto dwoma łyżkami, do wysokości rantu w papilotkach, dzięki temu potem babeczki będą pięknie wyrośnięte i takie mocno puchate. Piec do zrumienienia. Wyjąć, ostudzić lekko na kratce. Można podawać ze zwykłym jogurtem greckim z dowolnymi ulubionymi ziołam, można z sosem tzatziki. Kawałek nieba w gębusi!

Aaaa, jeszcze jego. Przeglądając książkę Janaro, natknęłam się na super ciacha. Już stoją w kolejce do upieczenia ;-)


No fajnie być marynarzem!

Brak komentarzy: