Trzy posiłki. Pół godziny przed pierwszym, na czczo - owoc. Przykładowe śniadanie: chudy twarożek z takimż jogurtem i dużą ilością ulubionej zieleniny, 2-3 kromki chleba typu deska, fuuuuuuura warzyw. Trzy godziny przerwy. Obiad (przeważnie w pracy): kabanos, kawałek sera camembert, fuuuuuuuura zieleniny. Cztery godziny przerwy. Kolacja: soczewica z sosem pomidorowym i fuuuuuuurą warzyw. I da sie przeżyć. Naprawdę.
To ciężka walka, którą podejmuję już nie wiem który raz. Ale moze tym razem się uda???? MUSI! Powtarzam sobie w myśli, ze tym razem musi. Tym bardziej, że widzę pierwsze efekty, ta dieta czy moze inaczej - sposób zywienia mi bardzo odpowiada, a posiłki nie są monotonne, choć skłądające się ze średnio bogatej ilości składników. Odkryłam bardzo, w zasadzie nawet bardziej, niz sesnsowną stronę na temat Diety Montignac i stamąd czerpię natchnienie. Są porady, świetne przepisy, dokładne opisy metody i jej zasad. Strona jest naprawdę świetna, i choć nie mam na razie śmiałości odzywać się na forum, to za tym pośrednictwem - dziewczyny, dzięki!
Ale... nie o tym miało być...
To ciężka walka, którą podejmuję już nie wiem który raz. Ale moze tym razem się uda???? MUSI! Powtarzam sobie w myśli, ze tym razem musi. Tym bardziej, że widzę pierwsze efekty, ta dieta czy moze inaczej - sposób zywienia mi bardzo odpowiada, a posiłki nie są monotonne, choć skłądające się ze średnio bogatej ilości składników. Odkryłam bardzo, w zasadzie nawet bardziej, niz sesnsowną stronę na temat Diety Montignac i stamąd czerpię natchnienie. Są porady, świetne przepisy, dokładne opisy metody i jej zasad. Strona jest naprawdę świetna, i choć nie mam na razie śmiałości odzywać się na forum, to za tym pośrednictwem - dziewczyny, dzięki!
Ale... nie o tym miało być...
Dziś cały dzien szło mi bardzo dobrze, ale wieczorem się zaczęło. Nosić mnie zaczęło konkretnie. I poczułam, że jak czegoś nie zrobię, to zwariuję. Bo poczułam... SSANIE! Przemożne, dzikie, wielkie, pożądliwe SSANIE. Na słodkie to było ssanie!!!
W desperacji chwyciłam portfel i chiałam lecieć po czekladę z okienkiem, ale tu... w drzwiach zaparł się mój mąż! Zagroził sankcjami, jeśli polezę. No i... zostałam. Ale... HA! Od czego głowa i podpowiedzi na róznych forach...
Było niskokaloryczne frappe i ... marzenia o średnio-niskokalorycznym, ale dopuszczalnym tylko nie do tego rodzaju posiłku - cieście pod chmurami wg. Nigelli :-))
Wszystko wyszperane na forum mniama i lekko dopasowane do ssącej, aczkolwiek niskokalorycznej potrzeby :-))))
Frappe
Wysoka szklanka
dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej zbożowej (ja używam zbożowo-zwykłej), czyli albo ricore (do dostania wszędzie) albo cafea (o dostania w żabce, sporo tańsza a równie smaczna jak rocore),
łyżeczka do dwóch fruktozy (w zależnosci od "słodkości" zębów)
lód, mleko 0,5%
Do szklanki wsypać kawę i fruktozę. Zalać odrobiną wody (fajna jest gazowana), ubijać mieszadełkiem do cappucino. Jak piany będzie dużo dużo i już nie będzie się w trakcie ubijania podnosić, dodać dwie kostki lodu, uzupełnić zimnym mlekiem. Ale wypas!
I chocolate cloud cake (wersja MM, do posiłku tłuszczowego)
W desperacji chwyciłam portfel i chiałam lecieć po czekladę z okienkiem, ale tu... w drzwiach zaparł się mój mąż! Zagroził sankcjami, jeśli polezę. No i... zostałam. Ale... HA! Od czego głowa i podpowiedzi na róznych forach...
Było niskokaloryczne frappe i ... marzenia o średnio-niskokalorycznym, ale dopuszczalnym tylko nie do tego rodzaju posiłku - cieście pod chmurami wg. Nigelli :-))
Wszystko wyszperane na forum mniama i lekko dopasowane do ssącej, aczkolwiek niskokalorycznej potrzeby :-))))
Frappe
Wysoka szklanka
dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej zbożowej (ja używam zbożowo-zwykłej), czyli albo ricore (do dostania wszędzie) albo cafea (o dostania w żabce, sporo tańsza a równie smaczna jak rocore),
łyżeczka do dwóch fruktozy (w zależnosci od "słodkości" zębów)
lód, mleko 0,5%
Do szklanki wsypać kawę i fruktozę. Zalać odrobiną wody (fajna jest gazowana), ubijać mieszadełkiem do cappucino. Jak piany będzie dużo dużo i już nie będzie się w trakcie ubijania podnosić, dodać dwie kostki lodu, uzupełnić zimnym mlekiem. Ale wypas!
I chocolate cloud cake (wersja MM, do posiłku tłuszczowego)
125 g masła,
6 jajek: 2 całe, 4 żółtka, 4 białka,
175 g fuktozy,
ewentualnie:
2 łyżki likieru pomarańczowego albo innego alkoholu,
starta skórka z pomarańczy
Obłoczek:
500 ml kremówki,
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego,
ew. 1 łyżeczka likieru (lub brandy i aromatu pomaranczowego),
Gorzkie kakao do posypania
Tortownica o średnicy 23 cm
Białka ubić na półsztywno, pod koniec ubijania dodać 100 g fruktozy i jeszcze przez chwilę ubijać.
W osobnej misce ubić jajka, żółtka, masło, rozpuszczoną i schłodzoną czekolade, cukier. Wmieszać skórkę pomarańczową.
Obydwie masy delikatnie połączyć (najpierw wmieszać łyżkę białek, rozmieszać żeby masa czekoladowa była lżejsza i potem delikatnie domieszać resztę białek).
Wlać do tortownicy, w której wyłożone papierem albo wysmarowane tłuszczem jest tylko dno. Piec w 180 st. albo 30-40 minut albo do czasu az ciasto będzie matowe i popękane z wierzchu.
Środek ciasta po wyjęciu sie zapadnie.
Wyjąć, położyć w tortownicy na kratkę, ostudzić. Wyjmować dopiero, gdy będzie chłodne.
Ubić śmietanę z alkoholem. Nałożyć ją na środek ciasta, tam gdzie się tak ładnie zapadło.
3 komentarze:
"Motylem byłam, aaa, aaa, ale utyłam, aaa..." Tak jakoś mi się samo skojarzyło z tytułem ;)
Ale nie o to chodzi, żeby wspominać żywot motyli, ale by nim żyć. Nie wiem, czy warunkiem sine qua non jest 5 lub 6 z przodu na wadze, ale jeśli od tego ma nam się żyć lepiej i bardziej kolorowe to... LET'S DO IT SIS! :)
Kochana, to własnie o tę piosenkę chodziło, ale jakoś nikt jej na You Tuba nie wrzucił ;-))) Stąd Reni Jusis ;-)
A od 6 z przodu automatycznie robi się lżej... na duszy. Let's do it, let;s do! ;-)
Ja nie znajdę, ja nie znajdę??? :D:D:D
http://youtube.com/watch?v=T_vLqMNr3Gc
Ale z jakiegoś koncertu w Domu Kultury w Pcimiu Górnym :D
Prześlij komentarz