piątek, 24 czerwca 2011

Krew, pot i łzy

Czasami mam do siebie żal, że... mam do siebie żal... Niby nic, a jednak. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego wydaje mi się, że cały świat sprzysiągł się, żeby mi zrobić na złość. I to jeszcze jak! Towarzyszy mi przy tym pioruńskie poczucie winy, bo przecież wiem, że to nieprawda. Świadomość świadomości powoduje jeszcze większe poczucie winy i koło się zamyka... Spirala się nakręca i szuka tylko pretekstu, żeby szybko, łatwo i nieprzyjemnie powrócić do stanu rozkręconego. Najgorsze jest to, że takie dni przychodzą same, niczym niezapowiedziane i mocno znienacka. Nie dają szans na przygotowanie i zlapanie oddechu przed kłębiącym się wirem brunatnej i mętnej wody. Mocno mnie to wkurza, bo lubię być przygotowana i wolę się uśmiechać. A tu tylko warczenie i wyszczerzone kły. Nie jest łatwo przed, w trakcie też niefajnie. Najgorzej jest jednak po, gdy wydarte pierze już opadnie, emocje zelżeją a rozsądek sugeruje konieczność wyrażenia skruchy i wyartykułowania przeprosin. Tego nie lubię, oj jak nie lubię! :$

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

My relatives always say that I am wasting my time here at web, but I know
I am getting experience every day by reading such pleasant posts.


My weblog - youtube views