W Polsce mało wyrazisty. Niby piękny, czerwony, kuszący, a jednak lekko bez wyrazu, polotu i smaku. Jednak... wystarczy trochę cierpliwości, niewielu dodatków i prawie zero wysiłku i można wyczarować coś, co... oczaruje.
owoc pierwszy
Jeszcze nie nazbyt dojrzały, ale kuszący.
Obrałam go, pokroiłam w kosteczkę i zamarynowałam z sokiem z jednej cytryny (limonka byłaby lepsza) i połową skórki otartej z tejże. Dodałam dwie łyzki miodu pomarańczowego (zwykły tez pasuje) i zostawiłam spokojnie w lodówce na parę godzin.
I prawie już finiszowałam: wzięłam cztery szklanki, na bardziej wystrzałową okazję wezmę kieliszki od czerwonego wina. Połowę jogurtowo-owocowej masy rozdzieliłam na cztery części. Włożyłam je na dno szklanek. Posypałam to obficie karmelowymi okruszkami, znów położyłam jogurt, na wierzchu wylądowały okruszki. Jeszcze tylko odrobina miodu pomarańczowego i zupełnie nie pasujące do całości (ale moje ukochane) rureczki czekoladowe i.... znów na chwilę do lodówki.
Wiedziałam, że musze coś zrobić, bo kupiłam nieprzyzwoicie tanie mango. Dużo ich kupiłam, bo ostatnio ktoś mocno zachwalał. Rozpakowałam w domu i... postanowiłam, że dam im dojrzeć. Ale ile razy przechodziłam obok miski i rzucałam okiem na przepięknie usmiechające sie do mnie owoce, tym mocniejszą czułam potrzebę pokopania. Przekopania raczej. Książek i forów w poszukiwaniu czegoś szybkiego i zjadliwego.
owoc pierwszy
Jeszcze nie nazbyt dojrzały, ale kuszący.
Obrałam go, pokroiłam w kosteczkę i zamarynowałam z sokiem z jednej cytryny (limonka byłaby lepsza) i połową skórki otartej z tejże. Dodałam dwie łyzki miodu pomarańczowego (zwykły tez pasuje) i zostawiłam spokojnie w lodówce na parę godzin.
1/4 kostki masła,
130 gramów bułki tartej,
4 łyzki cukru demerara,
1/4 łyżeczki mielonego imbiru.
Masło rozpuściłam a resztę składników dokładnie wymieszałam. Na maśle zaczęłam rumienić bułeczkę z dodatkami. Robiłam to tak długo, aż całość zrobiła sie mocno ciemna, bo cukier zaczął sie rozpuszczać i tworzyć z bułeczką apetyczne karmelowe grudki. Przestudziłam.
Przemacerowane cytrynowo-miodowe mango wymieszałam z 450 gramami greckiego jogurtu.
I prawie już finiszowałam: wzięłam cztery szklanki, na bardziej wystrzałową okazję wezmę kieliszki od czerwonego wina. Połowę jogurtowo-owocowej masy rozdzieliłam na cztery części. Włożyłam je na dno szklanek. Posypałam to obficie karmelowymi okruszkami, znów położyłam jogurt, na wierzchu wylądowały okruszki. Jeszcze tylko odrobina miodu pomarańczowego i zupełnie nie pasujące do całości (ale moje ukochane) rureczki czekoladowe i.... znów na chwilę do lodówki.
Musze przyznać, że nie spodziewałam sie rewelacji, ot deser z serii "zrobić i zapomnieć". I po raz kolejny przekonałam się, że bycie niewiernym Tomaszem bozbawia ludzi wielu życiowych przyjemności ;-).
OWOC PIERWSZY okazał sie absolutnym sukcesem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz