Trochę to już trwa.. Niedługo, ale według lekarzy - wygląda na to, że na dłużej... Najciekawsze jest to, że wcale nie chcę się leczyć :)
Dowodem na siłę choroby jest fakt, że coraz częściej gotuję :)
Dziś była zupa sercowa ;)
Kiedyś gdzieś zamówiłam krem z buraków. I do teraz go pamiętam :) Nigdy wcześniej nie jadłam buraczków w tej postaci! A szkoda. Bo zachwycająca jest konsystemcja tej zupy w takiej postaci i jej kontrast z wyrazistością "wkładu" albo może dressingu, jaki się do niej podaje.
2 kg buraczków,
1 pęczek włoszczyzny,
mięso na wywar lub kostka rosołowa
1-2 łyżeczki chrzan,
1 łyżka serka Almette naturalnego,
1-2 łyżki gęstej śmietany
sól, pieprz
Ugotować wywar z mięsa i włoszczyzny, osobno ugotować nieobrane buraczki. Wywar doprawić do smaku, buraczki obrać, przekroić na parę kawałków. Całość zmiksować na krem.
W prostszej wersji - buraczki z włoszczyzną ugotować w wodzie z kostką rosołową (wiem, że to nie tak, ale od kiedy jestem matką trojga, zaczęłam mocniej szanowac każda chwilę), wyjąć włoszczyznę, zmiksować, doprawić.
Wymieszać serek z chrzanem i śmietaną. Całość ma mieć wyrazisty smak i konsystencję gęstszej śmietany. Zupę nalać do talerzy, gęstym kremem śmietanowym rysować wybrane wzorki.
Zjeść i chorować dalej :D