środa, 20 kwietnia 2011

K.E.K.S. STOP Love it!!!!

Rzeżucha rośnie i doprowadza mnie swoim zapachem do szewskiej pasji. Ale zaciskam zęby. Bo mi się keksa chce! Takiego prawdziwego, dobrego, domowego. Delikatnego w smaku, jedwabistego na podniebieniu i napakowanego do nieprzytomności moimi ulubionymi orzechami we wszelakich odmianach i teksturach, żurawiną moczoną w mocnym alkoholu, kandyzowanymi wiśniami i odrobiną rodzynek ;).

Mam dwa ulubione przepisy, autorstwa oczywiście niezawodnych dziewczyn z Mniama - Ani 'bajaderki' i Magdy 'Dirk'.


Pierwszy - keks mocno tradycyjny, po prostu pyszny, nie da się przejść koło niego obojętnie. Drugi - taki keks trochę inaczej - specjalnie dla dziadka Jurka, który innych słodkich owoców nie przyswaja a cukier każe zastępować fruktozą.


KEKS WYBORNY, a w zasadzie najlepszy z najlepszych ;)

To tak naprawdę nie ciasto z owocami, ale owoce z ciastem. Cudownym. Pachnącym, puchatym, nieprawdopodobnie smacznym.

Potrzeba:

1 kostki miękkiego masła,
1 szklanki cukru pudru,
5 dużych jajek (oddzielnie biała i żółtka),
1 łyżki proszku do pieczenia,
niepełnej szklanki przesianej mąki (225 g),
1 cukru waniliowego,
2 łyżek dobrego alkoholu (wódka, brandy, co kto lubi),
0,5 kg ulubionych bakalii (super są żurawiny moczone w brandy, rumie albo whisky, wtedy trzeba je namoczyć tak ze dwa dni wcześniej, a alkohol pozostały z moczenia dodać do ciasta w ilości podanej),

keksówki 13x34 cm


Keksówkę wysmarować masłem i wysypać mąką albo wyłożyć papierem do pieczenia. Rodzynki zalać gorącą wodą, orzechy uprażyć w piekarniku, pokroić wedle upodobania - grubiej lub cieniej.


Białka ubić na sztywną pianę. Masło utrzeć, dodać cukier puder i dalej ucierać na bardzo lekką i puszystą masę. Dodawać po jednym żółtku i delaj ucierać. Potem mąkę, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, alkohol. Wymieszać z ubitymi wcześniej białkami, dodać bakalie.


Rozgrzać piekarnik do 180 stopni. Piec nawet do 45 minut, albo aż do momentu, kiedy drewniany patyczek włożony w ciasto będzie suchy.


Można próbować po wystudzeniu, ale pełnię smaku osiąga na drugi dzień po 'dojrzeniu' ;).


Drugi keks za chwilę, bo czuję że mi się coś przypala! Baranek mi się przypalił ;) Taki z ciasta, do postawienia na stół, z takiej formy. Nie szkodzi, upiekę drugiego ;).

Teraz drugi keks ;)



BOLO AMERICANO, czyli keks dla dziadka z jabłkami, orzechami i fruktozą.

Potrzeba:
300 g fruktozy,
300 g przesianęj mąki,
4 jajek,
4 jabłek (pokrojonych w kostkę),
200 ml oleju lub oliwy z oliwek,
150 g orzechów włoskich (posiekanych),
1 łyżki dobrego alkoholu (w oryginale - porto),
1 łyzki cynamonu,
ok. 1 łyżki soli,
ok. 16 g proszku do pieczenia,
łyżeczki sody (niekoniecznie).



keksówki 13x34 cm

Wsypać fruktozę do miski, dodawać po 1 jajku (całym) i ubijać. Kiedy skończa się jajka, dodać oliwę, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, solą i cynamonem oraz alkohol. Kiedy masa będzie już gładka wyłączyć mikser i dodać jabłka i orzechy i dokładnie ale delikatnie wymieszać.

Rozgrzać piekarnik do 180 stopni, wlac ciasto i piek ok. godziny albo do czasu, aż patyczek wbity w środek ciasta będzie suchy. Wyjąć, schłodzić, pałaszować. Niech nigogo nie zmyli duża ilość soli - ciasto dzięki niej zyskuje! Warto zaryzykować ;))

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

I przystąpiłam... nie bez przyjemności ;)


"Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie" - mówiła babcia Pawlakowa wyposażając jadącego na salę sądową syna w miłą parkę eleganckich granatów. Nie sposób nie przyznać jej racji... niech się wali i pali, święta zawsze będą ;).


Niby nie mam czasu, niby pracuję, a im mniej dni do TEGO śniadania, tym bardziej nie mogę się skupić na robocie. A to słońce zaświeci tak, że tylko siedzieć i marzyć o czymś dobrym i słonecznym, a to w ogrodzie obudzi się ropucha i zacznie leniwie przechadzać się po podjeździe, a to spod lasu wystartuje pierwszy najprawdziwszy tegoroczny bocianowy bocian.


Tulipany rosną jak dzikie, żółte pierwiosnki i żonkile dodają domowi tyle blasku, że... robić się chce! I nawet znienawidzony przeze mnie zapach rzeżuchy posianej w żółtej foremce do babeczek nie odrzuca, tylko napomina: weź się kobieto, bo z keksa będą nici ;)


No to się zastosowałam, dłużej już nie mogłam zwlekać. Tym bardziej, że przepis jest w rodzinie M. od dobrych parunastu lat i jest to tak zwany 'must' na Wielkanoc. Wyzwanie jest tym trudniejsze, że ideał to wytwór babcinych rąk, które pozostały już tylko wspomnieniem... zbliżenie się więc chocby odrobinę do tego ideału będzie mocnym wyróżnieniem.


Przystąpiłam więc do MAZURKA RODZYNKOWEGO:


5 żółtek,

20 dkg cukru pudru,

20 dkg masła roztopionego i wystudzonego,

20 dkg mąki tortowej przesianej,

1 łyżeczka proszku do pieczenia,

20 dkg rodzynków namoczonych i odciśniętych,

1 jajo rozkłócone do posmarowania wierzchu ciasta,


Żółtka ubiłam z cukrem. Kiedy były już gładkie i ubite prawie do białości, dolałam do nich roztopione masło i dobrze wymieszałam. Potem siuo do tego przesiana mąka z proszkiem do pieczenia i miksowałam aż było gładkie i bez grudek. na koniec - łyzką juz, nie mikserem - rodzynki.


To porcja na całą blachę, taką stadardową, która jest na wyposażeniu każdego piekarnika. Chodzi o to, żeby ciasto było cienkie, w pieczeniu odrobinę wyrośnie. Wyłożyć blachę papierem do pieczenia, albo natłuścić i wysypać mąką (nie lubię smarować, więc wykładam), rozsmarować ciasto na blasze, posmarować z wierzchu jajem i wstawić do pieca. Piec w 180 stopniach ok 25-35 minut, jeśli patyczek włożony w ciasto będzie wilgotny, dopiec.


To tradycyjna wersja, oczywiście jej się trzymałam za pierwszym razem. Za drugim poszalałam. Zmieniłam trochę skład ;)) Wzięłam tylko 'mniejszą połowę' rodzynek, moczyłam przez trz dni trochę żurawin w Johny Walkerze, posiekałam grubo sporo pistacji i prażonych orzechów laskowych. Ciekawa jestem jak zostanę oceniona, na gorąco było obłędne!!! Jakby co, to zwalę wszystko na tę cudownie radosną wiosnę, która zamieszała wszystkim w głowach ;D


P.S. Jutro keksy! Mam pozwolenie na używanie dowolnego przepisu, wybrałam dwa - na bank będa najlepsze na świecie ;)